Andrzej Frycz Modrzewski zajmuje poczesne miejsce w świadomości historycznej epoki jagiellońskiej (zwłaszcza czasów Zygmunta Augusta) jako główny polski myśliciel czytany za granicą. Niestety, łączy się z tym oczekiwanie, że będzie on reprezentował wszystko, co z góry uznaje się za wartościowe w atmosferze intelektualnej Złotego Wieku i wpisze się w szkolną narrację o Rzeczypospolitej przedrozbiorowej.
Co prawda dziś rzadko się zdarzają przypisy w rodzaju tych do wydania dzieł Modrzewskiego na początku lat pięćdziesiątych, które wprost informują, które poglądy autora i jego współczesnych są słuszne, a które niesłuszne. Jednak tego rodzaju dydaktyczne podejście bywa wciąż zbyt kuszące. Na przykład edytor niedawnego wydania tłumaczenia O poprawie Cypriana Bazylika (z 1577 r.) nie może dać spokoju uwadze, że żaden Prywat, to jest urzędu żadnego na sobie nie noszący, uciesznego a spokojnego żywota mimo rzeczpospolitą, długo wieść nie może1 – i okrasza ją przypisem, że oto Modrzewski dokłada tutaj do rodzącej się krytyki „Prywaty szlacheckiej”.
Tymczasem dosłowna lektura tekstu O poprawie rzeczypospolitej (De republica emendanda, 1551) wskazuje, że chodzi tutaj o sprawę znacznie ogólniejszą i bardziej uniwersalną, to znaczy o możliwość zaspokojenia przez człowieka swoich potrzeb bez interakcji ze wspólnotą polityczną. Jest to kwestia aktualna zarówno w epoce ekspansji monarchii centralistycznej, jak i w innych. Przykładanie tego fragmentu do sytuacji polskiej szlachty jest z pewnością uprawnione, ale jako główne czy jedyne odczytanie katastrofalnie spłyca myśl Modrzewskiego.
Popularny obraz Frycza skorzystałby, jak sądzę, na zdjęciu z niego ciężaru reprezentowania całej myśli politycznej państwa. Bardziej interesujące jest, co było w pracy De republica emendanda jego indywidualnym przekazem na tle polskiej i europejskiej literatury. Wnikliwa lektura może pozwolić na formułowanie hipotez na temat specyfiki dzieła: jedną taką możliwą hipotezę przedstawię niżej.
Otóż Modrzewski odmawia postrzegania struktur politycznych w inny sposób, niż jako zgromadzenia pojedynczych ludzi. Działanie każdego członka rzeczypospolitej zależy u Modrzewskiego nie od historycznej konieczności, pozycji w strukturze instytucji czy bezpośredniej boskiej interwencji, a od osobistych skłonności i obyczajów danej jednostki. Każdy człowiek – stwierdza Modrzewski – obyczaje swoje ma, którymi wedle wolej a upodobania swego (łac. sponte sua), sam siebie i sprawy tak swoje jako i cudze sprawuje2. Rola poszczególnych ludzi w społeczeństwie może być wyznaczana przez pożytek wspólnoty. Ale z tym pożytkiem również chodzi o szczęście poszczególnych jednostek, a nie o jakąś wartość wyższą od nich.
Podobnie jest z pojęciem obyczaju (łac. mos), które jest tak ważne dla Modrzewskiego. Obyczaj kojarzymy dzisiaj z konwencją kulturową, ale u niego jest on raczej indywidualnym sposobem „prowadzenia się”. Frycz deklaruje, że mógłby mówić o tych zjawiskach w terminach cnoty-virtus lub officium (jak Cycerońskich „powinności”)3, ale zauważa, że o tych terminach napisano już grube tomy przed nim. Język proponowany przez Modrzewskiego dla nowożytności ma w sobie zawierać koncepcję wolnej jednostki kształtującej swoje zachowanie w społeczeństwie.
Każdą jednostkę obciąża obowiązek moralny i zarazem racjonalny interes podtrzymania rzeczypospolitej, bez której – poucza Frycz – nie sposób na dłuższą metę utrzymywać swojego szczęścia. Podstawą utrzymania rzeczypospolitej, istotniejszą nawet niż prawo, są właśnie dobre obyczaje obywateli. W ten sposób powstaje bezpośrednia zależność między zachowaniem pojedynczego człowieka a kondycją całego państwa. Jest to podstawowy polityczny mechanizm, który w De republica emendanda powraca bez przerwy pod różnymi postaciami.
W niektórych miejscach owo podejście prowadzi Modrzewskiego do nieco zadziwiających wynurzeń, jak gdy domaga się, żeby dworzanami byli ludzie znamienici i niby półbogowie, o ile możliwe, najbliżsi dobroci i mądrości Boga najwyższego i najlepszego (excellentibus viris, et quasi semideis, qui ad Dei opt[imi] max[imi] bonitatem et prudentiam quam proxime accedant)4. Usilne pragnienie znalezienia czy wytworzenia najlepszych, może nadludzkich ludzi łączy Modrzewskiego z próbami Goślickiego (De optimo senatore, 1568) i Górnickiego (Dworzanin polski, 1566) przepisania sposobu wychowania idealnych elit państwa.
Modrzewski opisuje też króla jako obraz Boskiej władzy na ziemi i człowieka, który powinien górować nad wszystkimi swoimi cnotami.
Nie wiąże się z tym, co prawda, władza nieograniczona nad porządkiem ludzkim. Autor De republica emendanda oświadcza, że na królów nie pełniących dobrze swojego urzędu naznaczone są kary i chwali polskie prawo nakazujące elekcję monarchów. Pomaga ono w zapewnieniu jakości panujących: królowie nie dla zacności rodu mają być obierani, ale dla umiejętności rządzenia rzeczpospolitej5. Dla Modrzewskiego, w przeciwieństwie do teoretyków absolutyzmu, nawet ludzie o najwyższej pozycji poddani są nadzorowi politycznemu i ocenie moralnej. To właśnie osobista cnota wybitnych jednostek miała też leżeć u korzeni monarchii.
Dla Frycza niepodważalna władza jednej osoby jest usprawiedliwiona praktycznie (dla uniknięcia sporów i waśni wewnętrznych), lecz tak samo konieczne jest wyposażenie tejże osoby w senat i doradców (dla powiększenia liczby ludzi wielkiej cnoty i intelektu mających wpływ na rządy). Decyzje królewskie powinny być zatwierdzane przez opinię i zgodę rady.
Wspomnieliśmy już, jak wielkie są oczekiwania od dworzan; w podobne tony uderza charakterystyka urzędu senatora, który ma być w ogóle najcięższy i najwięcej wymagający w zaletach, treningu i cnotach od osób go sprawujących6. Poza tym król ma przy sobie trzymać mniejszą grupę osobistych powierników, z którymi konsultuje się nieformalnie w bieżących sprawach. Mają być jak przyjaciele, których mają zwyczajni ludzie, żeby prosić ich o inne spojrzenie na swoje sprawy do rozwiązania.
To, jak Frycz opisuje sejm walny, może najlepiej pokazuje odmienność jego postrzegania instytucji od dzisiejszego.
Posłowie stanu rycerskiego, którzy w ogóle nie występują w całości jako izba, nie mają, jak się dowiadujemy, prawa wypowiedzi (ius dicendae sententiae non habent7) – nie mogą „wotować” u Bazylika, co piotrkowscy wydawcy konfundująco wyjaśniają jako „głosować”8. Tymczasem Modrzewski jest jak najdalszy od myślenia o pracy tych instytucji w kategoriach jakiegokolwiek głosowania. Domaga się wręcz, żeby decyzje przechylały się na stronę nie tych, którzy mają większość na sali, tylko tych, którzy przedstawią lepsze argumenty! Ilustruje się to opowieścią o dyspucie wśród części ludzkiego ciała, czy słońce jest jasne, czy ciemne, w której należało przyznać rację samotnym oczom (widzącym jasność słońca) wbrew wszystkim innym członkom. Owa niechęć do przyznawania decyzji większości wbrew tym, którzy mają rację, zdaje się długo powszechna, co pokazuje chociażby późniejsza kariera i argumentacja za liberum veto.
Jak zatem ma funkcjonować sejm czy rada w rzeczypospolitej? Otóż odbywa się to przez wspomniane wotowanie, czyli przedstawienie swojego zdania (sententia) w zadanej sprawie. W tym sensie posłowie rzeczywiście nie mogą występować na radzie senatu. To senatorowie, niczym w Rzymie, wygłaszają kolejno mowy przedstawiające swoją ocenę sytuacji. Modrzewski występuje tutaj ostro przeciwko skłonności do poprawiania poprzedników i minimalnego modyfikowania ich stanowiska, żeby móc także wygłosić własną orację. Życzyłby sobie, żeby senatorowie przychylali się krótko do zdań już wygłoszonych, kiedy się tylko da. Także jako środek dla oszczędzania czasu proponuje rzymską metodę, gdzie senatorowie przechodzą na różne strony sali dla pokazania swojego poparcia dla dwóch opcji.
W tak opisanym systemie rzeczywiście jako pomocnicza jawi się rola posłów, oceniana zresztą przez Frycza bardzo pozytywnie, zarówno jeśli chodzi o ich propozycje praw, jak i sprzeciwianie się szkodliwym projektom króla i senatu. Opisuje, jak przeglądają wszystkie prawa i nic nie może być postanowione bez ich zgody. Porównuje ich do starożytnych trybunów plebejskich w ich funkcji obrony ludu – podkreśla przy tym potrzebę kierowania się nie tylko stanowym interesem szlachty – ale ogólnie nie ma na temat posłów zbyt wiele do powiedzenia.
Wydaje się, że sposób funkcjonowania izby poselskiej jest zbyt odległy od tego, jak Modrzewski lubi mówić o polityce. Poseł jest z jednej strony jednym z wielu, walczącym o przeforsowanie swojego programu na szerokim forum, z drugiej – poniekąd uosobieniem woli swoich wyborców. To wszystko redukuje jego samoistne znaczenie. Jest w zasadzie człowiekiem prywatnym, który tylko przez chwilę dokłada się do sterowania rzecząpospolitą. Skłonność autora De republica do wychowywania zawodowych urzędników, którzy będą żyć wypełnianą publiczną funkcją, znajduje tutaj niewiele pola do popisu.
Przy skrajnie osobowej wizji państwa nie dziwi szczególnie, że Modrzewski nie przypisuje twórczej czy regulującej roli prawu. Jest ono wyłącznie narzędziem zwalczania zła i zepsucia w dość statycznym porządku polityki. Kontrastuje to z późniejszymi projektami Górnickiego i „geometrycznymi” rozważaniami Orzechowskiego, które sugerują już sporą wiarę w moc stanowienia instytucji. Jeśli chodzi o prawa dotyczące urzędów, Modrzewski domaga się przede wszystkim promowania na stanowiska osoby o odpowiednich skłonnościach i umiejętnościach – na hetmanów ludzi walecznych, na sędziów znających prawo i tak dalej – oraz wyboru króla z własnego państwa, a nie z zagranicy.
Popularnie zwraca się uwagę, że zatroskanie cnotą i obyczajem obywatelskim prowadzi Modrzewskiego do ustanowienia dozorców obyczajów. Razem z elitarystyczną wymową jego poglądów na rządzenie może to nadawać całemu przekazowi totalitarny posmak władzy wkraczającej do prywatnych domów. Wydaje się jednak, że jest to semantyczne nieporozumienie wynikające z podkładania współczesnych znaczeń pod renesansowe słownictwo. Spójrzmy, czym się mianowicie mają zajmować rozmaici stróżowie i strażnicy Frycza: interwencje w wypadkach znęcania się nad chłopami, publicznej przemocy czy bicia się małżonków, skupywanie zapasów żywności na okresy drożyzny, zapobieganie i walka z pożarami, ściganie oszustw w handlu, regulacja cen, miar i wag… Jeśli spojrzeć na te projekty w ten sposób, można rozpoznać różne funkcje urzędników państwowych „policji” i „dobrego porządku” późniejszej nowożytności, a w każdym razie w większości rzeczy, które uznajemy za sprawy publiczne współcześnie.
Z dzisiejszej perspektywy Frycz przewiduje więc po swojemu nowoczesne państwo, które uformuje się w pełni kilka wieków potem. Jest jednak możliwe, że ówczesna wrażliwość odbierała owe propozycje jako bardziej inwazyjne; ustalenie tego wymagałoby oddzielnych badań. Charakterystyczne jednak, że wszystkie owe instytucje mają najwyraźniej być być urzędami całej Rzeczypospolitej, a nie na przykład samorządów miast, które Modrzewski zdaje się postrzegać jako gniazda chciwego handlarstwa windującego ceny. Nie do końca wiadomo, jak by Frycz rozwiązał organizacyjnie i fiskalnie ustanowienie różnych dozorców, chociaż widzi on okazję do czerpania pewnych zysków z interwencji państwa w rynek zbożowy. Wolno jednak widzieć w duchu tych propozycji, podobnie jak w programie kościelnym, chęć traktowania całej Rzeczypospolitej jako jednej niepodległej wspólnoty politycznej, w której wspólnoty pomniejsze odgrywają tylko rolę służebną.
Stawiana tutaj teza o statycznym podejściu Modrzewskiego do ładu społecznego kłóci się z jego stereotypem śmiałego reformatora kreowanym przez dwa ostatnie stulecia. Jednak, jak zwróciła niedawno uwagę Urszula Augustyniak, nie podważa on wcale porządku stanowego9. Postulaty De republica ograniczają się do pewnego wygładzenia widocznych dla renesansowego myśliciela niesprawiedliwości, takich jak uporczywie przypominana kwestia nierównej kary za zabójstwo dla przestępców z różnych stanów.
Modrzewskiemu chodzi tylko o przywrócenie systemu do stanu, w jakim ideologicznie powinien być, jeśli poważnie traktować teorie o wzajemnym wspieraniu się grup składowych królestwa. Jeśli chodzi o postulaty równości wobec prawa, to przecież nie były to hasła obce takiemu chwalcy szlachetczyzny, jak Orzechowski: nic inego przed sobą nie ma Rzeczpospolita nasza Polska, jedno to, aby wszyscy: ubogi, bogaty, król, poddany, pod prawem jednostajnie żywiąc, prawem sobie wszyscy między sobą równi byli10. Według autora De republica emendanda w dobrej polityce chodzi głównie o zniechęcenie nieszlachty i poddanych do narzekania na swój stan11.
Frycz nie tylko nie jest rewolucjonistą: jest najpewniej ostatnim teoretykiem polityki, dla którego ład publiczny jest czymś stałym, z góry danym i wciąż jeszcze wspólnym, jako dziedzictwo średniowiecza, od Hiszpanii po Polskę. Uderza w jego dziele brak fundamentalnych polemik ustrojowych: rola poszczególnych instytucji opisywana jest po prostu, tonem stwierdzania faktu. Są to jakby rozważania o rzeczypospolitej napisane przez humanistycznego optymistę, mające przede wszystkim zaproponować usprawnienia oraz racjonalnie (według autora) uporządkować sprawy społeczne i kościelne. To Jean Bodin natrze już na Modrzewskiego jako adwersarza z drugiej strony politycznej barykady.
W niedalekiej przyszłości sprawa reformy kościelnej zostanie uznana w Polsce za właściwie przegraną: stracą na znaczeniu sprawy reformacyjnej organizacji kościoła, o które Modrzewski spierał się z krakowską cenzurą blokującą jego książkę. Zaostrzy się natomiast poczucie, ekscytujące już Orzechowskiego, „monarchistycznego okrążenia” Rzeczypospolitej w nowożytnej Europie. Ład polityczny przestanie być czymś oczywistym i z góry danym dla całego chrześcijaństwa, a stanie się wynikiem specyficznej trajektorii dziejowej każdego kraju12. Połączy się z tym natychmiast świadomość znaczenia systemu instytucji niezależnie od konkretnych jednostek i nawet ich osobistych cnót. Ustrój mieszany, pochwalony przez Modrzewskiego jeszcze dość beztrosko i tradycyjnie, będzie w piśmiennictwie końca XVI wieku i początku następnego rozkładany na czynniki pierwsze, dyskutowany w różnych niuansach kompetencyjnych.
W pewnym sensie zdarzy się coś, co by się Fryczowi bardzo nie spodobało: na jakiś czas to prawo, a nie obyczaj, znajdzie się w centrum zainteresowania. Jego program humanistycznych reform miałby może więcej szczęścia, gdyby nieco sielska stabilność monarchii późnojagiellońskiej okazała się trwałym zjawiskiem. Takie warunki mogłyby sprzyjać stopniowej pracy nad uczynieniem ustroju bardziej sprawnym i sprawiedliwym. Modrzewski nie przewidział jednak, że Rzeczpospolita będzie musiała niedługo rewolucjonizować same fundamenty swej organizacji.
1 Andrzej Frycz Modrzewski, O poprawie Rzeczypospolitej księgi czwore, przeł. Cyprian Bazylik, Piotrków Trybunalski 2003, s. 29. Dalej jako: O poprawie (Bazylik).
2 Tamże, s. 34.
3 Andreas Fricius Modrevius, Comentatorium de Republica emendanda Libri quinque, Basilae [1559], s. 13.
4 Andrzej Frycz Modrzewski, O poprawie Rzeczypospolitej, tłum. Edwin Jędrkiewicz, Warszawa 1953, s. 116, dalej jako: O poprawie (Jędrkiewicz). De republica…, s. 23.
5 O poprawie (Bazylik), s. 69.
6 De republica…, s. 41.
7 De republica…, s. 39.
8 O poprawie (Bazylik), s. 95.
9 Urszula Augustyniak, Pro republica emendanda (w:) KSAP XX lat, Henryk Samsonowicz (red.), Warszawa 2010, s. 106-107.
10 Stanisław Orzechowski, Dyjalóg albo rozmowa około egzekucyjej Polskie Korony (w:) Wybór pism , Wrocław 1972, s. 384.
11 O poprawie (Jędrkiewicz), s. 129; De republica…, s. 33.
12 Anna Grześkowiak-Krwawicz, Regina libertas, Gdańsk 2006, s. 56 i dalej.
/-/ Popiel.
Start the discussion