Trochę nowiniarstwa:
- Dokonałem jedynie kosmetycznych zmian w tekstach, także starsze wpisy nadal oddają moje ówczesne opinie i stan wiedzy.
- Odtąd będę zamieszczał polskie tłumaczenia wszystkich tekstów angielskich, 1:1 [początkowo oldrep był jedynie po angielsku]. Myślę, że utrzymywanie całkowitej, równoległej odpowiedniości tych blogów (co do zdania) będzie najzdrowsze, z powodów którymi nie będę was teraz nudził. Obecnie polsko-litewski republikanizm to pojęcie w miarę znane w polskiej nauce, natomiast całkowicie zagrzebane dla popularnej świadomości. Na przykład, Regina libertas (przetłumaczona także na angielski) jest książką równie użyteczną, jak trudną do dostania w ręce.
- Oficjalnie wróciłem do studiów historycznych na uniwersytecie. Nie spodziewałem się tego, po prostu się to… zdarzyło. Wciąż uznaję moją drugą, główną karierę za zasadniczą.
Naczytałem się o wiele za dużo o wczesnym okresie wielkiej wojny północnej, ok. 1700-1706, z myślą o napisaniu na nowo historycznej ekspozycji dla Karwickiego. Była to naprawdę fascynująca epoka, a ja pominąłem na przykład całość przepysznych machinacji kardynała Radziejowskiego. To jest niewybaczalne. Jednak w końcu pozostawiłem wpis o Karwickim takim, jaki był. Może powrócę do tych spraw przy innej okazji.
Mam trochę pomysłów na kolejne teksty. Ale nie będę już taki naiwny jak kiedyś, i nie będę ogłaszał harmonogramu! Jeżeli chcecie, możecie wyrażać swoje życzenia i preferencje na forum.
Dziwne przygody Thadeuza Kosciuski
Jeśli chcecie świadectwa, dlaczego moje wysiłki mogą uczynić jakąś pożyteczną różnicę, odsyłam do artykułu Thadeuz Kosciusko and the American Legacy in Europe (Tadeusz Kościuszko i amerykańskie dziedzictwo w Europie) opublikowanego niedawno przez “Journal of the American Revolution”.
Tekst traktuje o Tadeuszu Kościuszce, polskim (niektórzy twierdzą białoruskim, powiedziałbym, że każdemu wedle życzenia) generale, znanym z organizacji inżynierii wojskowej w rewolucyjnej Ameryce, swojej roli w wojnie polsko-rosyjskiej w obronie konstytucji 1791 roku oraz poprowadzenie narodu Rzeczypospolitej do insurekcji 1794 roku. Sednem artykułu jest, że Kościuszko był jedną z osób, które sprowadziły do Europy radykalnie nową amerykańską koncepcję: mianowicie, że powinniśmy mieć rząd sprawowany przez lud, w tym plebejuszy z naciskiem na chłopów, zamiast monarchii eksploatującej kraj.
No dobrze. Prawodawcy Sejmu Wielkiego (1788-1792) nie przyjęliby dobrze wpychania ich starodawnie wolnego narodu (jak się wtedy mówiło) do kategorii “europejskich monarchii”, gdzie wszyscy mieszkańcy są zaledwie poddanymi nieodpowiedzialnych przed nikim tyranów. (Nie znalazłem w artykule miejsca, gdzie by przyznawano w tym względzie najmniejszą różnicę). Stwierdzenie, że w późnym XVIII wieku caryca Katarzyna wraz ze służalczą miejscową szlachtą kierowała ogniem, jest, jeśli wolno mi tak powiedzieć, zupełnie nietrafione: zobacz konfederację barską, gdzie szlachta walczyła z Rosjanami, i ogólnie sposób, w jaki Petersburg rządził krajem jak protektoratem w zasadzie ignorując zdanie miejscowych.
Podejrzewam, że również wielu zamożnych rewolucjonistów amerykańskich zaprotestowałoby przeciwko nazywaniu ich “chłopami”, zwłaszcza że nie byli ponad trzymanie wielkich posiadłości z pracą przymusową. Dalej, szwedzcy i fińscy wolni chłopi z Ery wolności również by się pewnie nie zgodzili w wielu aspektach, gdzie autor tak śmiało sobie generalizuje. Powiedziałbym także, że sentymentalna wiara Francuzów w dobrych, choć niemalże dzikich w ich oczach, amerykańskich kolonistów pozostaje niedoceniona.
Ale główną tutaj opinią, i najbardziej błędną, jest teza, że we wszystkich prodemokratycznych a antymonarchicznych działaniach pod koniec XVIII wieku Europejczyków zawsze poruszał przykład amerykański.
Debate in the Polish Parliament, itself a novelty,
Debaty w parlamencie polskim, który był sam w sobie nowością,
Nie znajduję tutaj słów komentarza.
pitted advocates for constitutional monarchy against those seeking a republic versus conservative royalists.
stawiały naprzeciwko siebie stronników monarchii konstytucyjnej, zwolenników wprowadzenia rzeczypospolitej oraz konserwatywnych rojalistów.
Nie było takiego czegoś, jak “konserwatywni rojaliści” w niepodległej, przedrozbiorowej Polsce (no dobrze, może w XVI wieku znaleźlibyście jakichś ludzi dających się wpisać do tej kategorii). Układ stronnictw był odległy od tego, czego by się można spodziewać. Wizja konserwatywna była to ekskluzywistyczna, szlachecka republika, gdzie lud nadal wybierałby królów i ściśle nadzorował parlament. Partia przeciwna, nazywana “patriotami”, chciała odgórnej rewolucji, mocno inspirowanej francuskim Oświeceniem, w której wolność byłaby ochraniana przez silny rząd i stopniowo rozprowadzana wśród nieszlacheckich mieszkańców. Ludzie ci pragnęli dziedzicznej, choć konstytucyjnej monarchii, która to myśl była najgłębiej obrzydliwa dla konserwatystów i zapewne większości obywateli.
Owo stronnictwo przepchnęło także z powodzeniem Konstytucję 3 maja 1791. Fakt, że Rzeczpospolita w ogóle otrzymała konstytucję, poprzedzającą francuską ustawę jako jedna z pierwszych Europie (wcześniej uznawano takie rzeczy za zbędne, chociaż istniały “prawa kardynalne” z 1768, niektórzy uznają akty z 1505 i 1572 za mające podobną wagę), mógłby wskazywać na wpływ amerykański. Ale krótko istniejąca Rzplta Korsykańska miała konstytucję już w 1755 roku.
Konserwatywnych republikanów interesowała głównie starsza polska myśl polityczna, chociaż komunikowali się dość entuzjastycznie z Janem Jakubem Rousseau co najmniej od lat siedemdziesiątych. Reformiści oglądali się na Wielką Brytanię, chociaż nawet tę widzieli przez francuskie szkła, po prostu dlatego, że znajomość francuskiego była w miarę powszechna, a angielskiego nie.
Reformers often referenced the example of the American Revolution as their ideal, emphasizing the rejection of the old regimes and the establishment of popular democratic independence for the nation.
Reformatorzy przywoływali często jako swój ideał przykład rewolucji amerykańskiej, podkreślając odrzucenie dawnych reżimów i ustanowienie ludowej, demokratycznej niepodległości narodu.
Oczywiście, amerykańska rewolucja i amerykańska republika cieszyły się powszechną sympatią w Rzeczypospolitej (podobnie jak nawet rewolucja francuska, do pewnego momentu), ponieważ podpierały one nasze poczucie, że mieliśmy od początku rację w naszych najbardziej podstawowych zbiorowych politycznych wyborach, w przeciwieństwie do większości Europy. Ale rewolucja amerykańska nie stworzyła ruchów politycznych w późnoosiemnastowiecznej Polsce-Litwie (może częściowo stworzyła w wypadku Francji, nie czuję się zdolny orzec). Nawet ciężka debata na temat statusu chłopów i potrzeby szerszego egalitaryzmu ciągnęła się już od paru dziesięcioleci.
To prawda, że “plebejski” charakter rewolucji amerykańskiej nie bardzo przemawiał do szlachty. Prawdziwi chłopi nic nie wiedzieli o Ameryce; byli świadomi, że Kościuszko i trochę poważnych radykałów rozważało danie im (pewnej ilości) ziemi, a także, że obce mocarstwa niosły ze sobą ucisk i wyzysk ze strony rządu, jako do dodatek do panów, których chłopi już i tak mieli — a także często “heretycką” religię. Kościuszko był jednym z dowódców armii Korony Polskiej w wojnie w obronie konstytucji, w roku 1792. To właśnie uczyniło go potem wodzem insurekcji w roku 1794. Nie zapominajmy także o mieszczanach, którzy byli szczególnie aktywni w Warszawie podczas sejmu i powstania, ale nie chcę nadmiernie przedłużać tej dyskusji.
Na dworach, nie w pubach
Bardzo podziwiam Kościuszkę, chociaż stało się trochę niemodne, i na pewno sympatyzuję z amerykańskim projektem republikańskim. (Swoją drogą, ciekawy fakt: Kościuszko w swoim testamencie podarował pieniądze na wypuszczenie niewolników Tomasza Jeffersona, ale starzejącemu się Jeffersonowi zabrakło woli do zrealizowania tego projektu). Wskazanym przeze mnie problemom można by zapobiec przez najniedbalszy przegląd Wikipedii. W idealnej rzeczywistości, wszystkie te rzeczy byłyby po prostu powszechną wiedzą, ponieważ tyczą się tego, jak się uformował nowoczesny świat.
Powody, dla których dzisiaj “spór polityczny w dawnej Polsce na Litwie i Ukrainie” pozostaje nieznanym tematem, są raczej oczywiste. Etniczna Polska nie jest w świecie niczym szczególnie ważnym, a nawet gdyby była z jakichś ciekawych względów, sami okazujemy niewiele zainteresowania owymi debatami. Nic dziwnego, że jeśli ktoś potrzebuje użyć w myślach obrazu osiemnastowiecznej Rzeczypospolitej, w swoim stosunku do znanej rzeczywistości będzie on chwiejny, jeżeli nie przedziwny lub zabawny. Ale w prawdziwym osiemnastym stuleciu, przy całej pogardzie zbieranej przez Rzpltą jako anarchiczny rosyjski protektorat, była ona krajem zauważalnym natychmiast na mapie Europy; a dalej, jak mówi Benedict Wagner-Rundell (do którego artykułu niedługo dotrzemy), w Polsce-Litwie republikanizm w takiej czy innej formie był dominującą, w rzeczy samej przygniatającą, ortodoksją polityczną (198).
Można by się zatem spodziewać, że istniałoby jakieś widoczne wzajemne uznanie myśli republikańskiej anglosaskiej i “sarmackiej” (polsko-litewskiej). Jednak oba kraje głównie się ignorowały i uznawały wzajemnie swoją wolność raczej za żart niż za właściwy towar.
(Na przykład, w Pismach Federalisty wspomina się bodaj raz Rzeczpospolitą jako dowód na możliwość istnienia dużego państwa republikańskiego, i to tyle. Podobnie w latach 50. XVII wieku John Milton zauważa jedynie, że Polska była szczęśliwszym krajem przed polityką nietolerancji Zygmunta III, co wspierało jego własną argumentację za wolnością religijną).
W latach 1607-1611 młody Jakub Sobieski (ur. 1591, ojciec króla Jana III wybranego w 1674) odbył trochę podróży po Europie, odwiedzając Niemcy, Francję, Hiszpanię, Włochy — a także Anglię. Posiadamy jego pamiętniki o tych podróżach. Co ciekawe, był on w Anglii z samym marszałkiem Zygmuntem Gonzagą Myszkowskim, jednym z najbardziej znienawidzonych dworaków Zygmunta III. Po pierwsze, przyjął on tytuł “hrabiego Myszkowskiego”, wielce obraźliwy dla egalitarnej polskiej szlachty (tytuły arystokratyczne były w zasadzie zakazane). Myszkowski brał także udział w stłumieniu “rokoszu” czy “buntu” w latach 1606-1607, znanym jako rokosz Zebrzydowskiego czy rokosz sandomierski. Buntownicy sprzeciwiali się królewskim machinacjom przeciwko prawom politycznym i religijnym; zostali oni w końcu pokonani i narzucono im kompromis.
W takiej więc to dziarskiej kompanii Sobieski zwiedzał Dover, Londyn i Canterbury w roku 1610; lecz najpierw zobaczmy, jak opisywał kilka innych krajów uznawanych za “wolne” w nomenklaturze epoki. Po pierwsze, Wenecja, najukochańsza pieszczoszka polskiej szlachty.
O starożytności i rządzie Rzeczypospolitej Weneckiej wielu autorów siła pisało, i ja o niej więcej tu nie napiszę tylko to, że ta sama jest, która się prawdziwą wolnością i prawdziwym rządem pochwalić może przed wszytkimi innymi na świecie państwy, i szczęściem tym, że nigdy nikomu nie hołdowała, ale od małych swoich początków do takiej sławy i potęgi przyszedszy, jako virgo inviolata [nietknięta dziewica], tak ona w swojej wolności nienaruszona dotąd słynie. (194-195)
Mniej się entuzjazmuje Sobieski Niderlandami, które toczyły wówczas wojnę o niepodległość z Hiszpanią, ale nadal szanuje:
[W Hadze] przy consilium residentia [= siedziba przy radzie] bywała Maurycego hetmana ich … Gdym go nawiedzał, przyjął mnie bardzo ludzko, pytał curiose [ciekawie] o królu jmci, naonczas Zygmuncie trzecim. O obsidyjej [= oblężeniu] Smoleńska rozmawiał siła ze mną i o nieboszczyku panie Janie Zamoyskim, kanclerzu koronnym i hetmanie wielkim, chwaląc go i wysławiając go bardzo, mówił szeroko i ze mną i de status Rzeczy Pospolitej naszej, smakując i pochwalając nam wolność naszą. … Prowincyj tych, które królowi hiszpańskiemu rebellizowały, jest status właśnie democraticus, bo tam plebs rządzi. Deputaci z miast, z prowincyj, ci representant faciem consilii [reprezentują przywództwo rad]. Szlachta tam stara, która jeszcze florebat [kwitła] za książąt tamecznych, kiedy bywały pod jednym panem te siedemnaście prowincyj, tylko retinet nomen nobilitatis [zachowuje miano szlachty], ale rej tam wodzą i rząd wszytki plebeii sami, których z kupiectwa ustawicznego po nowym świecie, po tak wielu insulach [= wyspach] i królestwach i w chrześcijaństwie i w pogaństwie, z rzemiosła wybornego wielkie zyski, a z zysków bogactwa, a z bogactw potęga; wiary w nich nie dopuszczają inakszej, tylko kalwińskiej, której jest tam gniazdo prawie. Augustana confessione [wiarą luterańską] się brzydzą, a dopieroż nami katolikami, którzy są tam in summa oppressione [w największym uciśnieniu] … (28-30)
Lubo to hetmanem był Holendrów Mauritius, jednak przydawali mu bellicum consilium [radę wojenną], pewne osoby ex statibus et ordinibus [z prowincji i stanów], lubo plebeios [choć plebejuszy], atoli przecie i za mnie poczęła się jeszcze zmagać potęga domu nassauskiego, jako to Mauryca i brata jego Henryka, który teraz na miejscu jego jest. I tak mądrzy politycy o Holendrach zawsze konjektorowali [= wnioskowali], że będzie tam zaniedługo ex democratia monarchijej [monarchia z demokracji], chociaż się jej strzegli po te wszystkie czasy, a bodaj jeszcze nie przyjść im i na tyrannidem [tyranię], bo się tak zawzdy od dawnych wieków obracali periodi rerum publicarum [= tak się toczyły losy rzeczypospolitych]. (31)
Owe przewidywania okazały się w dużej mierze słuszne; dynastia Oranje-Nassau trzyma królestwo niderlandzkie do dzisiaj, po 400 latach! A teraz, co Sobieski pisze o Anglii, wygląda niemalże na odpłatę za cały jad z relacji Johna Peytona z 1598 roku, chociaż wiemy, że tę trzymano w tajemnicy.
Anglia. Jest to królestwo z tej strony od Francyi, dosyć wesołe, z równinami i gajami, częstymi wsiami i miasteczkami, zameczkami. Królował natenczas Jakób, który był pierwej królem szkockim, pan dobrotliwy, i zdał się po onej królowej angielskiej Elizabecie, białejgłowie złej i pysznej, chytrej i przewrotnej, panem dosyć łaskawym, ludzkim i szczyrym … Gdyśmy byli w Anglii z panem marszałkiem, spokojny natenczas był stan Anglii; bo oni rzadko więc próżnują, często się z swymi panami kłócą; częste tam rebelije, częste koniuracyje [= spiski], jakoż jest naród wielce do tego skłonny, pyszny i obłudny plerumque [w większości]. … Parlament angielski ma swoją wielką w tym królestwie powagę, i jest, jakoby contra peto jakie maiestatis principis [głos przeciwko majestatowi królewskiemu], na który wielce muszą się oglądać królowie angielscy; jako i natenczas oglądał się ten to król Jakub. (15, 17)
Sobieski mógł mieć na myśli spisek prochowy z 1605 roku. W Paryżu był on świadkiem zamordowania Henryka IV w 1610, i wspomniałem już, że lata 1606-1607 widziały rokosz w Polsce i na Litwie. Burzliwe czasy.
Bal na dworze Henryka IV, późny wiek XVI. Króla zamorduje w 1610 François Ravaillac, katolicki fanatyk sprzeciwiający się polityce ograniczonej tolerancji dla protestantów.
Jasnym jest, że dla Sobieskiego Anglia była czymś w rodzaju biedniejszej i odleglejszej wersji Francji. W istocie spędzał on większość czasu w Paryżu i Rzymie, które były najbardziej kulturalnymi miejscami tej epoki. Ale jak można by się domyślać, musiał się wtedy dostosowywać; nie był już wówczas obywatelem Rzplitej i wchodził w tryb “niesprecyzowanego europejskiego szlacheckiego poddanego”. Jako taki, towarzysząc polsko-litewskim dyplomatom, młody Sobieski mógł się obracać na francuskim (i angielskim) dworze królewskim. Miał on tutaj trochę okazji do konwersowania z francuskim królem Henrykiem IV we własnej osobie, razem z Myszkowskim i Januszem Radziwiłłem. Ten ostatni przewodził przed chwilą rokoszanom litewskim; Radziwiłł musiał za to przepraszać i prosić o wybaczenie Zygmunta III. Król Henryk rozmawiał z Polakami, między innymi, o bitwie pod Guzowem, gdzie pokonano rokosz. Sobieski zauważa, że jako człowiek, który odważył się wystąpić przeciwko monarsze, Radziwiłł cieszył się wyraźnie mniejszymi względami na dworze niż marszałek Myszkowski, chociaż Henryk brał pod uwagę, że Litwin uzyskał wybaczenie od Zygmunta.
Moglibyśmy wywnioskować z pamiętnika Sobieskiego dwie oczywiste przyczyny (jedne z wielu, rzecz jasna) braku politycznego zrozumienia między Polską a Anglią.
- Różnice religijne. Możemy zobaczyć, że Sobieski skłaniał się bardziej ku katolickiej Wenecji niż ku krajom protestanckim, zwłaszcza, że widział tam własną wiarę w prześladowaniu. W Anglii istniał szereg praw, które efektywnie uniemożliwiały katolikom jakiekolwiek normalne życie, a które zaczęły się załamywać dopiero ku końcowi XVIII wieku. W Rzeczypospolitej konfederacja warszawska 1573 roku gwarantowała wam wiarę, w co się chce, przy zachowaniu równych praw, ale w połowie XVII wieku najradykalniejsi protestanci (antytrynitarze) zostali wykluczeni i wygnani (przynajmniej o ile byli szlachtą, przyjezdnych chłopów chyba zostawiono we względnym spokoju), a we wczesnym XVIII wieku wszystkim protestantom zakazano pełnienia urzędów; w tym samym czasie Anglia wprowadziła nowy Popery Act (Akt o Papieżnictwie) 1698 roku, który egzekwował zakaz dla katolików posiadania w ogóle własności. Wszystkie owe wielce światłe prawa odbijają po prostu, co się działo ludziom w głowach. Oliver Cromwell podobno wściekle nie znosił Rzeczypospolitej, polsko-litewskiej to znaczy, z tych właśnie wyznaniowych względów.
- Paradygmat monarchiczny w Europie. To oznacza, że wszystkie kraje uważano w zasadzie za “królestwa”, a dyplomację prowadzono zwykle w dynastycznych środowiskach, między dworami. Uznawanie wszystkich obcych krajów, zwłaszcza mało dla siebie istotnych politycznie, za mniej więcej takie same, wymagało mniej wysiłku. (Zapytajcie siebie, ustroje ilu obcych państw moglibyście zarysować na wyrywki rozsądnie szczegółowo. Podejrzewam, że większość ludzi ledwie by sobie poradziła z własnym). Sobieski nie miał czasu na nadmierne zagłębianie się w politykę angielską; Anglia jest tak daleko, że go to aż tak bardzo nie obchodzi, mogłaby być równie dobrze królestwem z taśmy, z buntowniczą ludnością, której na pewno w głowach nie siedzi nic dobrego. Razem z Myszkowskim był, jak się zdaje, bardziej zainteresowany zabawianiem miejscowych dam dworu i nienazwanej księżniczki Stuartówny. To samo się działo w drugą stronę (o ile raczymy pominąć głęboką robotę szpiegowską w wykonaniu Peytona).
Później w dziejach Polski zauważymy, na przykład, ograniczoną skuteczność francuskich agentów. Działali oni wedle założenia, że się po prostu przekupuje “ludzi u władzy” w danym “królestwie”; co przeniesione w skalę dziesiątek tysięcy takich osób, jak w elekcji 1698 roku, było mówiąc delikatnie bardzo niepraktyczne i mało efektywne. Oligarchia w Rzeczypospolitej była potężna, ale daleka od wszechwładzy i biedniejsza szlachta była w stanie czasem wykolejać jej pouzgadniane plany. Jedynie państwa ościenne przyłożyły się lepiej do zrozumienia procesu politycznego w Polsce; tę wiedzę wyzyskiwały do swoich własnych celów. Tak czy inaczej, istniała oczywista międzynarodowa solidarność dynastów, którzy mieli skłonność myśleć o swoich poddanych jako o wymienialnych źródłach podatków i/lub dokuczliwych stworzeniach.
To wślizguje się w dużej mierze nawet do naszej współczesnej percepcji, którą kształtują bardziej “monarchiczne” niż “republikańskie” (oczywiście, istnieją różne ich odcienie) świadectwa tej epoki. Na przykład w naszym artykule o Kościuszce, gdzie “Polskę” uosabia chyba król Stanisław [August Poniatowski]. Być może autor nie jest świadomy, że właściwa władza w Rzeczypospolitej należała do sejmu, że duża część szlachty uważała Poniatowskiego za nielegalnego oszusta i dążyła do usunięcia go na pół legalnymi sposobami itd. Nie wspominając o tym, że człowiek brał swój tytuł jedynie z wyboru, nawet jeśli wynik elekcji wymusiło wojsko rosyjskie. Lecz my po prostu wiemy, że dawno, dawno temu kraje europejskie miały królów, królów, którzy nimi rządzili. Kardynał Richelieu byłby dumny z takiego poglądu!
Ilu może być wybrańców?
Nie jest tak, że naszemu problemowi brakuje literatury. Odniosę się do artykułu sugerującego coś, o czym bym zapewne nie pomyślał. Chodzi o Liberty, Virtue And The Chosen People: British And Polish Republicanism In The Early Eighteenth Century (Wolność, cnota i naród wybrany: brytyjski i polski republikanizm we wczesnym XVIII stuleciu) Benedicta Wagner-Rundella, wydany w 2008.
Najoczywistszą różnicą między krajami było zamknięcie polsko-litewskiego stanu szlacheckiego, który przynajmniej oficjalnie (i w dużej mierze w praktyce) nie dopuszczał osób z zewnątrz. Reszta społeczeństwa była pozbawiona praw obywatelskich i politycznych, którymi cieszyła się szlachta. Brytania, z drugiej strony, była zdominowana przez elitę posiadaczy, zwłaszcza ziemskich, jak ich autor nazywa, natomiast wiele osobistych praw niepolitycznych przysługiwało wszystkim mężczyznom, przynajmniej dopóki byli lojalni Kościołowi anglikańskiemu i królewskiemu rządowi.
Lecz w (republikańskiej) myśli politycznej tak Rzeczypospolitej, jak i Wielkiej Brytanii, można zauważyć (cytat) uderzające podobieństwo. Obejmuje ono wagę przywiązywaną do politycznej aktywności obywateli, ideę cnoty jako fundamentu wolności, a także rozdźwięk między zwolennikami teorii koalicji “dobrych ludzi” i tymi, co wierzyli bardziej w potrzebę “dobrych praw”.
Nieco miesza sprawę ten czynnik, że było wielu bardzo głośnych i wpływowych antyrepublikanów w Wielkiej Brytanii. Ten tekst więc, jeśli dobrze rozumiem, nie przedstawia porównania między polsko-litewską i brytyjską literaturą polityczną w ogóle, a jedynie między sarmackim głównym nurtem a mniejszościową frakcją Brytyjczyków. Republikanie angielscy wywodzą się z czasów Rewolucji lat 40. i 50. XVII wieku, z pism politycznych Johna Miltona i Rzeczypospolitej Oceany Jamesa Harringtona, lecz uważano ich pogardliwie za oszołomów i przezimowali wiek XVIII jako radykałowie z marginesu bez realnego wpływu na państwo. (Tomaszowi Paine’owi udało się wprawdzie przyczynić do rozpętania rewolucji w Ameryce). Zarówno (głównonurtowi) wigowie, jak i torysi, byli, zdaje się, monarchistami mniej czy bardziej konstytucyjnymi, a ci drudzy reprezentowali, jak to ujmuje (cytowany) Richard Butterwick, doktryny boskiego, nienaruszalnego i dziedzicznego prawa [królów], nieopierania się i biernego posłuszeństwa.
Wagner-Rundell opisuje wzajemną niechęć brytyjskich i polsko-litewskich autorów: przeczytamy więcej niżej o tych drugich, na razie powiedzmy, że Brytyjczycy nie widzieli w Rzpltej “porządnie wolnego” państwa. Powodem była, jak napisał Bernard Connor (którego ogromnie wpływowa History of Poland wyszła w 1698 roku), Potęga Szlachty i Niewola Pospólstwa (Power of the Gentry, and Slavery of the Commonality). Republikańskie Listy Katona z lat 20. XVIII w. stwierdzają zatem, że w Polsce-Litwie plebejusze żyją jak niewolnicy … zdani na łaskę wielkich panów w swym życiu, śmierci i własności// (slaves … subject to the mere mercy of the great lords, as to life and death and property).
Osobiście jestem tak samo przeciwko podległości ludzi szlachcie, jak jestem przeciwko podległości królom i tym podobnym i sympatyzuję z (nie tak wieloma) ruchami plebejskimi, które się zdarzyły w Rzptej. Lecz ponieważ współczesna wrażliwość o wiele zbyt łapczywie łyka taki rodzaj argumentacji, rzucany tak sobie, i często niepodważany przez nikogo, zabawię się tutaj w adwokata diabła.
Anonimowy pisarz szlachecki z pretensjami za powstanie kozackie w 1648 r. stwierdzał, że Rusini tak już znienawidzili Polaków, że wolałaby Ruś (mówię o chłopstwie […]) iugum pati Turcarum [cierpieć jarzmo tureckie] albo innego tyrana niżeli in tam libera Republica tranquille et beate vivere [w tak wolnej Rzeczypospolitej żyć spokojnie i szczęśliwie] (1). Wielu by się odwróciło od razu na takie dictum, ale facet nie był kompletnym idiotą. Przedstawia on tezę, że życie jako nieobywatel w wolnej rzeczypospolitej rządzonej przez prawo ustanowione przez lud jest wciąż lepsze niż bycie poddanym jednego tyrana, jego hierarchii zbirów i jego arbitralnych praw, od których nie ma żadnej ucieczki. Czy to prawda, można dyskutować, ale nie jest to oczywistym fałszem. Jako ktoś, kto czyta wiele uchwał sejmikowych, mogę was zapewnić, że szlachta wpisywała tam żale miast i domagała się różnych rzeczy od Rzptej na rzecz chłopów. Sądziła ona, że politycznie, jako “stan rycerski”, reprezentuje całą ludność. Co trudno uznać za uprawnione, ale pokazuje, że plebejusze byli osobami, a nie “narzędziami” czy “własnością”.
Wspomniany przeze mnie autor wymienia żale, które mieliby Kozacy i chłopi, w tym wiele nadużyć i metod wyzysku ekonomicznego, i zauważa, że skala tych zjawisk odbiła się w okrucieństwach cierpianych przez lokalną szlachtę i urzędników schtywanych przez powstańców. Podsumowuje, że buntownicy mogli inakszym sposobem dochodzić tego apud Rempublicam [w ramach Rzplitej] (acz tych czasów i to trudna, że nie rzekę — niepodobna [niemożliwe] ), a nie zaraz ad tumultus et cruenta arma descendere [zniżać się do tumultów i skrwawienia broni] (2). Wydaje się, że nasz pisarz był zbyt uczciwy, żeby się oprzeć pokusie usieczenia własnych argumentów (przekonywał on do generalnie twardogłowego stanowiska).
Z większości źródeł, takich jak literatura plebejska czy kierunku migracji transgranicznych, trudno podeprzeć obraz Rzeczypospolitej jako państwa gorszego dla prostego ludu niż sąsiedzi. Może więc zagraniczni podróżnicy, przynajmniej ci z ogólną niechęcią do kraju, opisywali Polskę, jaką chcieliby zobaczyć. (Wyobraźcie sobie, żeby napisali, że Polacy sami wybierają króla, sami stanowią prawa i w efekcie niebo im nie spada na głowy, to byłoby okropne!). Powinniśmy pozwolić przynajmniej na taką możliwość.
Lecz główna teza, jaka ma Wagner-Rundell, jest taka, że zarówno Wielka Brytania, jak i Rzeczpospolita wytworzyły sobie teorie własnej wyjątkowości, które nie mogły się pogodzić (choć zarazem były do siebie podobne). Były sobie mianowicie wyobrażone ideały pradawnej wolności w całej Europie, którą Brytyjczycy wiązali z czasami “gotyckimi”, a Polacy i Litwini ze starożytnymi “Sarmatami” wojującymi z Imperium Rzymskim po wschodniej Europie. Później wszystkie kraje zostały stopniowo odarte ze swoich praw przez królów; z wyjątkiem, rzecz jasna, jednego kraju wybranego, któremu udało się zachować swoją starodawną wolność. Ten dar został mu ofiarowany przez Boga jedynie dzięki rezolutnemu odrzuceniu “herezji” czy “papieżnictwa”, w zależności od tego, kogo spytacie.
Republicans in both Britain and Poland-Lithuania, therefore, were constructing similar narratives of ancient liberty, claiming in both countries that all countries had once lived in freedom, but that over time moderns had progressively eroded the liberty of nation after nation. In each country, republicans believed that their nation had, as a result of special Divine favour that they had earned through strict adherence to the true faith, retained its liberty. This providential explanation for both Britain and Poland-Lithuania’s success in maintaining their freedom is one feature that makes the republicanism of these two countries so strikingly similar, yet this is paradoxically a similarity whose implications render the republican narratives of the two countries incompatible with each other.
For logically there can only be one Chosen People. (212)
Republikanie w Wielkiej Brytanii i Polsce-Litwie budowali zatem podobne opowieści o starodawnej wolności, stwierdzając w obu krajach, że kiedyś wszystkie narody żyły w wolności, lecz nowoczesny świat stopniowo zmył ją w jednym kraju za drugim. W obu krajach republikanie wierzyli, że ich naród przez szczególną Boską łaskę (uzyskaną dzięki ścisłemu trzymaniu się prawdziwej wiary) zachował swoją wolność. Owo opatrznościowe wyjaśnienie powodzenia Wielkiej Brytanii i Polski-Litwy w utrzymaniu wolności jest tym czynnikiem, który uderzająco upodabnia do siebie republikanizm obu nacji, chociaż jest to paradoksalnie podobieństwo sprawiające, że republikańskie opowieści dwóch krajów nie mogły się ze sobą pogodzić.
Ponieważ, logicznie rzecz biorąc, może być tylko jeden Naród Wybrany.
“Nie masz wolności w Anglii”
Okres wokół Sejmu Wielkiego (1788-1792) tradycyjnie postrzega się jako czasy, kiedy Rzeczpospolita trochę zbliżyła się do reszty Europy w politycznym myśleniu. Czy przydało to Polakom i Litwinom sympatii dla Anglosasów? Częściowo tak, mieliśmy znanych anglofilów, takich jak Tadeusz Morski. Byli to ludzie, którym podobał się system społeczno-polityczny Wielkiej Brytanii, gwarantowane przez niego prawa i dobrobyt wytworzony dzięki handlowi.
Z drugiej strony, jeśli raczycie sobie życzyć antybrytyjskiej retoryki co przednieyszey, da się to sprokurować.
Na przykład mieszczański radykał Stanisław Staszic i szlachecki konserwatysta republikański Adam Wawrzyniec Rzewuski byli obaj bardzo krytyczni wobec systemu brytyjskiego. Ten pierwszy w Przestrogach dla Polski (1790) przynajmniej przyznaje “Anglii i Szwajcarii” tytuł jedynych wolnych narodów w Europie, i chętnie pożyczyłby trochę brytyjskich rozwiązań, ale przestrzega:
Kiedy wspominam tak często Anglią, niechaj nikt nie sądzi, iż życzę Polsce rządu angielskiego, gdyż jestem mu zupełnie przeciwny. Wiem, że z takim rządem miałaby Polska w lat kilka despotyzm.
Staszic przyznaje Anglii wolność “wewnętrzną”, ale też, jak wielu pisarzy Rzeczypospolitej, nie przepuści okazji do najechania na kolonializm:
Lecz taż Anglia przez swój despotyzm nad milionami ludów w Indiach, po wyspach, przez swoją tyranią nad Murzynami, przez swoje jednodzierstwo [= jedynowładztwo] nad morzami, przez swój despotyzm kupczarski nad handlem, nad przemysłem, nad pracą, nad korzyścią wszystkich innych ludów zmusza wszystkie narody końcem [= celem] odpierania jej gwałtu zmożniać u siebie despotyzm, zwiększać podatki, tworzyć coraz ogromniejsze wojsko.
Jest to zadziwiająco klarowny opis tego, co później nazwą “imperializmem”. Lecz zobaczmy Rzewuskiego O formie rządu republikańskiego (1789), ruszającego naprzód do szarży na Wielką Brytanię:
Ja mówię, i mówię śmiało: nie masz wolności w Anglii, nie masz niczego, na co by król nie mógł się tam odważyć, nie masz niczego, czego by król dopiąć nie mógł, lub czego już nie dopiął. Czemu przecież cała Europa, czemu każdy niemal Anglik ma siebie za wolnego, czemu? Ja ci zaraz odpowiadam. Likurg, ów bóg i prawodawca Spartanów, mówi tak do Lacedemończyków: “Złoto i bogactwo najdzielniejszym jest ludzi omamieniem, jest to ten zręczny i niedościgły czarownik, który ludzi wolnych i cnotliwych, w ciemnych i głuchych przemienia niewolników”. … Za młodych lat swoich [Anglik] po rozległych kołysząc się morzach, myśli tylko raczej, jak ciemnych oszukać Indian, jak siebie wzbogacić, niż jak znać, jak kochać, jak służyć ojczyźnie. Powraca do kraju ze znacznymi zbiorami, znudzony i skołatany tyloma niebezpieczeństwami, tyloma i tak nagłymi zmianami losu swego i fortuny. Myśli raczej, jakby spokojnie mógł zebranych bogactw kosztować, jak swemu zyskowi dogadzać, nie ażeby na nowe wystawiał się trudy, koszty i niebezpieczeństwa dla obrony lub zasilenia ojczyzny swojej. U kogo złoto jest wszystkim, u tego cnota jest niczym. … Są prawda w tym narodzie, ani bynajmniej przeczyć myślę, dusze prawdziwie bohaterskie, dusze godne wieku Scypionów, wieku Arystydesów, ale gdzie zdanie i kreski [= głosy] izby niższej kupić można obiadem, gdzie lordowie mają tyle do spodziewania się [od władzy], a więcej jeszcze do lękania, gdzie mogą stracić za szczególną wolą królewską posiadany stopień i urząd, już tam nie masz wolności, nie masz narodu, ale jest król, jest ministerium. … Była choć jedna okoliczność, choć jeden spór, gdzie by dwór zamiarów swoich nie dopiął, i gdzie by trzech części przeciw czwartej nie miał zawsze za sobą? (157)
Zatrzymajmy się na moment i pomyślmy, co jest tutaj głównym argumentem przeciwko systemowi brytyjskiemu: to znaczy, że w praktyce nic nie może się stać wbrew woli króla i rządu. Te czynniki mają bardziej niż wystarczające środki do wymuszenia i kupienia w parlamencie, czegokolwiek chcą. Wola narodu nie może nigdy stawić czoła garstce ludzi, którzy przejęli kontrolę nad (rzekomo) wolnymi instytucjami. Rzewuski sugeruje nawet, że trochę niepowodzeń rządu w przeprowadzaniu swoich postanowień i kaprysów to probierz prawdziwej wolności politycznej.
Sądzę, że moglibyśmy rozróżnić dwa uczucia w (rozumianym szeroko) republikańskim myśleniu i powiedzieć, że jedno było dominujące w państwach anglosaskich, a drugie w Rzeczypospolitej. Nazwałbym je parlamentariańskim i popularystycznym. Podkreślam, że przez te etykietki opisuję uczucia, a nie ściśle angielskich parlamentarian z czasów wojny domowej albo polskich popularystów, którym przewodził Zamoyski w późnym XVI wieku. Istnieli anglosascy popularyści, gdzie, jak sądzę, znajdowali się Paine czy Jefferson, istnieli też polscy parlamentarianie, którzy zwyciężyli politycznie w 1791 roku, ale zostali szybko zmiażdżeni przez historię. Lecz ogólnie możemy myśleć o Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych, takich jak je ukształtowała Konstytucja napisana przez federalistów, jako kulturach parlamentariańskich, a o Rzeczypospolitej (i być może Szwajcarii) jako kulturze popularystycznej.
Dla parlamentarian suwerenność narodu może i powinna być przeniesiona i/lub pożyczona jakiemuś innemu bytowi, takiemu jak parlament albo dynastia. Skoro taki przekaz się dokona, nie wolno tak naprawdę narzekać, dopóki ustalone z góry formy wywierania władzy są zachowane. Dla popularystów suwerenność narodu nie może być “przekazana” w żadnym istotnym sensie; instytucje państwa, takie jak królowie czy parlamenty, to jedynie użytkowe podpórki. Nie można w nie wierzyć zbyt na serio i mają one ewidentną tendencję do wyradzania się w tyranię. Stąd potrzebne są ciągłe interwencje, aktywność i nadzór przez lud dla zachowania wolności.
Parlamentarianie widzieli w wizji popularystycznej jedynie anarchiczny bałagan niedający się rządzić; popularyści widzieli w wizji parlamentariańskiej niewiele więcej niż iluzję wolności, a w istocie listek figowy dla zniewolenia przez rząd. Takie charakterystyki wydają się poprawnie przewidywać, jak kraj parlamentariański (Anglia) postrzegałby popularystyczny (Rzeczpospolitą), i odwrotnie.
Ktokolwiek ma taką zachciankę, może sobie cały dzień spekulować, że może uczucie parlamentariańskie było protestanckie, a popularystyczne katolickie, że może jedno było bardziej “kontynentalne”, a drugie wyraźnie anglosaskie. Myślę, że takie zbieżności mogą być z powodzeniem całkowicie pozorne. Ja twierdzę jedynie, że okoliczności wyznaniowe, geograficzne i społeczne, które same w sobie rozszerzały pęknięcie między Anglikami a Sarmatami, były potęgowane przez coś znacznie głębszego i ideologicznego. Gdyby było inaczej, myślę, że doczekalibyśmy się jakiegoś wzajemnego uznania, przynajmniej jako dalekich i egzotycznych krewnych.
Kalendarze polityczne XVIII wieku, opisujące dla ciekawych czytelników bieżące sprawy Polski i różnych krajów, zawierały kategorię rzeczypospolitych cudzoziemskich, to znaczy “wolnych narodów”, pokrewnych z naszym. Jak można się domyślić, mieściła się tutaj Genua, Wenecja, Szwajcaria i Niderlandy. Od 1764 roku, pod królem Stanisławem Augustem Poniatowskim, zaciekłym frankofilskim parlamentarianinem, takie rzeczy wyrzucono z oficjalnie zalecanych kalendarzy. Jednak na rok 1792 (po przemianach politycznych w Polsce i Francji) czytelnicy dostali zarysy czworga “konstytucji wolnych narodów”, z takim oto wstępem:
Cztery przednieysze konstytucye narodow wolnych. Trudno nie przyznać, że dopiero od trzeciego Maja, zaczęła mieć Polska porządną Konstytucyą. O iey dobroci, kto chce gru[n]townie sądzić, niech sądzi z porównania. Stosowanie Konstytucyi naszey do rządu Aten, Sparty, Rzymu, do rządów dzisieyszych Genui, i innych drobnych Rzeczypospolitych, byłoby bardzo mylne: bo inny iest rząd dla iednego Miasta, inny dla Wielkiego Narodu. Stosuymy tedy Rządową Ustawę naszą, do rządu Wielkich a Wolnych Narodow. Tym końcem [= w tym celu] kładą się tu cztery Konstytucye: Angielska, ktora za wzor inszym służyła, Amerykańska, ktora się z niey uformowała, Polska, która z obudwu korzystała, nakoniec Francuzka, ktora razem te trzy wzory przed sobą miała.
Możemy zobaczyć, jak odmienna jest już rama odniesienia, ów “klub” państw konstytucyjnych, gdzie się widziała Rzeczpospolita. (Zanim ktoś przyleci się czepiać, nasz kalendarz zarysowuje ustrój brytyjski niezależnie od faktu, że nie było jednej oddzielnej ustawy, która by go ustanawiała, tak samo jak to było z Polską przed 1791).
Rok 1792 zobaczy wojnę, w której armia Rzeczypospolitej często pokonywała Rosjan, lecz była spychana coraz dalej w głąb kraju; ale później również akces króla Stanisława do prorosyjskiej konfederacji targowickiej. Tak się skończyła krótka kariera anglosasko-parlamentariańskiej Polski-Litwy.
— (1) Pisma polityczne za czasów panowania Jana Kazimierza Wazy 1648-1668, red. Stefania Ochmann-Staniszewska, Wrocław 1989: 5. (2) Pisma polityczne…: 7. Sobieski: Jakub Sobieski, Peregrynacja po Europie (1607-1613). Droga do Baden (1638), Wrocław 1991. Rzewuski: Adam Wawrzyniec Rzewuski, O formie rządu republikańskiego, Kraków 2008. Staszic: Przestrogi dla Polski, wydanie cyfrowe. Kalendarze polityczne: 1738, 1792. —
/-/ Popiel.
Start the discussion