Stanisław Dunin Karwicki (ok. 1640-1724) to ciekawa postać z kilku względów. Po pierwsze był on, można by rzec, zwyczajnym facetem, który przez większość życia nie miał żadnego większego urzędu ziemskiego ani centralnego. Mimo to był wybierany posłem z województwa sandomierskiego dwanaście razy (1668, 1669, 1674 dwukrotnie, 1681, 1688, 1697 dwukrotnie, 1705, 1712/13, 1720). Umierał jako podkomorzy sandomierski wybrany w 1713 roku; był to tytuł czysto honorowy, choć wiążący się z szacunkiem.
Po drugie (co może być wytłumaczeniem ograniczoności jego osiągnięć) był on protestantem, reformowanego wyznania, w kraju, gdzie wolność religijna została w trakcie jego życia właściwie wykorzeniona: razem z wieloma innymi czynnikami, które niegdyś czyniły Rzeczpospolitą funkcjonalnym wolnym państwem. Ostatnie poselstwo Karwickiego wydaje się wręcz niezbyt legalne, skoro sejm 1718 roku odciął niekatolików od parlamentu. (Wolność wciąż była tutaj większa niż w innych krajach jak Francja czy Anglia, gdzie wyznawanie niedobrej wiary było przestępstwem, a idee ludzi takich jak John Locke pozostawały w większości na papierze. Ale ważne, by dostrzec, jak degeneracja ustroju i w ogóle państwa towarzyszyła w czasie wygasaniu niezależnego myślenia i osobistej wolności).
Po trzecie, Karwicki przez większość życia pozostawał przekonanym i czynnym regalistą. Dopiero gdy pisał swoje traktaty na samym początku XVIII wieku, w okresie waśni, krwawych wojen domowych, współistnienia dwóch walczących królów (wspieranych przez różne obce mocarstwa), dojścia Litwy na skraj secesji, wreszcie katastrofalnej zarazy, doszedł on do konkluzji republikańskich. Ten ostatni termin rozumiem w specyficzny sposób, ponieważ zarówno wprowadzenie dziedzicznej i nieograniczonej władzy królów, jak i wyrzucenie ich w ogóle, pozostawało poza granicami głównego nurtu dyskursu politycznego Rzplitej.
Lecz Karwicki stwierdza, że należy wybrać jedną z tych przerażających skrajności, jeżeli chce się uzyskać rząd dający się długoterminowo utrzymać. Albo pójść na absolutum dominium i wymienić wolność na monarchę decydującego zamiast ludu, albo pozwolić ludowi rządzić instytucjami samemu. Pozwolić mu żyć bez ciągłego, trującego strachu przez królewskim spiskiem.
Głównym i dość oczywistym postulatem jest obieralność największych senatorów i ministrów, zamiast wyznaczania ich przez króla. Poza tym ziemia publiczna, dotąd rozdawana przez monarchę w formie starostw, powinna być użyta na potrzeby niedofinansowanego wojska.
A toć jest prawdziwe źrzódło wszystkich u nas w Polszcze dyfidencyj, kłótni, mieszanin wewnętrznych, że dwie z przyrodzenia sobie przeciwne i wrodzoną niby antypatyją mające rzeczy, a obie ważne mamy: to jest majestat królewski z wolnością narodu. Bo królom wrodzony jest apetyt wolnowładnego panowania i przysiodłania wolności. Naprzeciw wolności wrodzona jest konserwacyja samej siebie, przy tym, że z przyrodzenia bojaźliwa jest i podejrzeniem narabiająca wolność, stąd ustawiczne do króla i kreatur dworskich dyfidencyje [= nieufność], a gdy możniejsi z nieukontentowania jakiego z dystrybuty [= rozdawnictwa], gdy kogo ten albo ów wakans [= stanowisko] minie, podbijają bębenka, kłótnie i mieszaniny domowe. I nie masz tak dobrego pana zacząwszy od Zygmunta I, kiedy się już wolność na swą wybieła wolą [= wybiła się na samostanowienie], żebyśmy do niego wszyscy konfidencyją [= zaufanie] mieli, ani tak szczęśliwego panowania, żeby to państwo od kolizyi wolności z majestatem wolne było. Tak dalece, że podczas chwytamy się do konserwacyjej wolności takich sposobów, które ją prędzej do zguby przywieść mogły, jako były rokosze, rwania sejmów i insze tym podobne. (Egz 4v-5)
Dalej mówi on, że w dawniejszych czasiech rzymska rzeczpospolita nie miała królów (zamiast tego miała konsulów, interesujące, że Karwicki określa ich jako regimentarzy), podobnie kartagińska i wiele miast greckich, teraźniejszych zaś czasów bez króla rządzą się szwajcarskie kantony i niderlanckie prowincyje skonfederowane. A dalej, Sparta miała dwóch królów, a Wenecja ma dożę, ale władza tych urzędów była bardzo ograniczona.
Mimo wszystko Karwicki był jak najdalszy od stylu spekulatywnego myśliciela. (Z pewnością dalszy niż nasi nadchodzący autorzy, tacy jak Orzechowski, Rousseau i Fredro). Rozumuje on pojęciami ścierających się interesów i praktycznej polityki parlamentarnej, z którą miał dużo doświadczenia. Argumentacja Karwickiego, oczywiście dostosowana do mentalności jego współczesnych, jest w potężnym stopniu oparta na cytowaniu istniejących projektów i prawodawstwa XVI i XVII wieku. Karwicki lubi podkreślać, nie wysuwa on (niemalże) „niczego nowego”. Chociaż czasami musi używać przykładów włoskich rzeczypospolitych genueńskiej i weneckiej (i ma on sporo wiedzy na temat ich ustrojów).
Oczywiście więc Karwicki nie wzywa do gestów skrajnych, takich jak oficjalne zniesienie monarchii. Właściwie nawet twierdzi, że królowi oszczędzi zmartwień pozbycie się hord ludzi domagających się odeń urzędów i korzyści. Monarcha wciąż będzie mógł również nadawać pomniejsze godności tytularne po województwach i tak zwane kasztelanie mniejsze, które zapewniały mimo wszystko krzesła w senacie. Poza tym, jak przypomina nasz autor, regulacja królewskich mianowań (dystrybuty, jak mówi) była obiecywana w pacta conventa (umowach elekcyjnych) przez królów poczynając od Władysława IV w 1632 roku (Egz 11).
Karwicki w swej argumentacji i kompromisach był całkiem chytry. Starał się przewidywać wszelkie potencjalne dziury w systemie, zbyt dobrze zdając sobie sprawę, jak republiki w naturze (w przeciwieństwie do rzptych skonstruowanych w czyjejś głowie) mogą być wykorzystane przez inteligentnych polityków i potężnych magnatów. Ale by zrozumieć źródła owych projektów i zarazem nikłość szans na ich ziszczenie (wobec panującej przemocy), powinniśmy zobaczyć czasy, kiedy powstawały Egzorbitancje. (Na marginesie, Dzieduszycki i Szczuka z naszego „regestru generalnego” pisali w tym samym okresie).
Wielka wojna północna w Rzeczypospolitej (1700-1721)
Podczas elekcji roku 1697 było trzech głównych kandydatów: Jakub Sobieski, syn Jana III, zwycięzcy Turków spod Wiednia w roku 1683, Franciszek Ludwik książę de Conti, wspierany przez Francję, oraz Fryderyk August, elektor saski. Ten ostatni nawet nawrócił się na katolicyzm z tej okazji. Wynik okazał się dość żałosny: książę Conti zdobył większość głosów liczoną jednego dnia, zaś Fryderyk August innego i obaj zostali proklamowani królami przez różnych biskupów. Obaj zdobyli swoje głosy przez przekupstwo, w wypadku Contiego finansowane przez Ludwika XIV.
Okazało się, że Fryderyk August (wspierany przez Austrię, Brandenburgię i Moskwę) szybciej wkroczył do kraju ze swoim wojskiem. Conti, któremu w istocie nie bardzo się chciało obejmować urzędu, poddał się wkrótce po swoim przypłynięciu do Gdańska i powrócił do Francji.
I tak oto Rzeczpospolita miała nowego króla, Augusta II Mocnego. Był to mąż znany z łamania podków gołymi rękami, licznych romansów i bękartów. W wolnych chwilach miał on wiele pomysłów o wątpliwej legalności, ujmując to delikatnie. Trzeba mu przyznać, że planował uczynienie państwa i gospodarki bardziej efektywnymi, ale raczej dla swojego interesu dynastycznego, nie przejmując się głębiej Rzplitą czy jej narodem. Polska pozostanie jednak przywiązana do rodu Wettynów na długo. Po rządach Augusta II (1697-1733) będziemy mieć Augusta III (1733-1763, jako Fryderyk August II w Saksonii), przyznanie sukcesji polskiej Wettynom w konstytucji 1791 roku i wreszcie dostanie przez trzeciego Fryderyka Augusta Księstwa Warszawskiego (1807-1815) z łaski Napoleona.
(Od tego miejsca możecie zaglądać w razie potrzeby do mapy z 1600 r. z pierwszego wpisu o Peytonie).
Pod koniec XVII wieku Rzeczpospolita pozostawała w wojnie z Turkami u boku Austrii i Moskwy. Konflikt zakończył się w 1699 roku, gdy Podole i Kamieniec (stracony w 1672 r.) powróciły do Korony Polskiej. (Swoją drogą, tekst traktatu, podpisanego przez Rafała Leszczyńskiego [w istocie nie jego syna Stanisława, jak to się twierdzi w tekście] wojewodę poznańskiego, za którym stali Augustus II. King and the Republick of Poland, zawartego za mediacją Anglii i Niderlandów, można przeczytać tutaj po angielsku. Stanisław Leszczyński szybko znów się pojawi w naszej opowieści).
Większość statystów oczekiwało teraz, że Rzeczpospolita przejdzie do odzyskania Smoleńska i wschodniej Ukrainy, które utracono na rzecz Moskwy od lat 50. XVII wieku. (Ukraina formalnie wciąż miała swoich hetmanów pod Moskwą — jak na to pozwalał sejm od 1649, pod wpływem wojny domowej z Kozakami — ale ich autonomia nie była traktowana poważnie przez carów. Ci chcieli mieć po prostu imperium, bez jakichś miejsc mających swoje, rozumiecie, przywileje). Po polskiej, zachodniej stronie Ukrainy, w latach 1702-1704 trwało chłopskie powstanie Semena Paleja, wywołane przez rozwiązanie wojsk kozackich przez sejm 1699 roku (co wymuszał traktat z Turkami).
W latach 1698-99 pojawiły się również problemy przy wybrzeżach Bałtyku. Księstwo Pruskie napadło na Elbląg, port w Prusach Królewskich i podbiło miasto po długim oblężeniu. Król skłaniał się ku porzuceniu elblążan za 150 000 talarów, ale w ten sposób doprowadził do wybuchu oburzenia opinii w Prusach Królewskich i w Polsce. Książę pruski został zmuszony do wycofania swych wojsk.
August II pragnął zdobycia jakiegoś terytorium, gdzie mógłby zainstalować swoją familię jako dziedzicznych władców. Miał nadzieję, że ułatwiłoby mu to wprowadzenie reform, jakie by mu się podobały, za pomocą siły zbrojnej, a także narzucenie swojego syna jako następcy tronu. Król wszedł w tajne układy prieobrażeńskie z carem moskiewskim Piotrem, znanym później jako Wielki. Obaj panowie obiecali sobie pomoc w wypadku „buntu poddanych” i knuli wojnę przeciwko Szwecji.
Jej król Karol XII miał jakieś osiemnaście lat, więc jego pokonanie wydawało się całkiem proste. August II szykował się do przechwycenia Inflant (które były też w rękach Rzplitej do roku 1621) dla swojej dynastii. Cóż, wiele tutaj niespodzianek czekało na króla Augusta.
Nie konsultując tego z sejmem ani senatorami, August w 1700 roku posłał swoją armię saską, żeby obległa Rygę, główny port Inflant i dzisiejszą stolicę Łotwy. Kiedy senat się o tym dowiedział, stwierdził, że Saksonia rozpętała tę wojnę w imieniu swoim własnym i Rzeczpospolita pozostaje ze Szwecją w pokoju. Co nie było wielką niespodzianką, mówiąc szczerze, ponieważ artykuły henrykowskie, które każdy król musiał zaprzysiąc, stwierdziały, że wojny nie można rozpocząć bez postanowienia sejmu.
Co okazało się ważniejsze, Karol XII ze swoją armią upokorzył Danię i Moskwę, sojuszników Augusta. W bitwie pod Narwą (1700) zmusił on wojsko moskiewskie do kapitulacji. Dalej Szwedzi ruszyli na Augusta i związali walką jego siły na Inflantach. Sejm obradujący na przełomie roku 1701 i 1702 podtrzymał decyzję senatorów i zaoferował mediację między Karolem i Augustem, co ten drugi teraz już przyjął ochoczo.
Inną kwestią, jaką chciał rozwiązać sejm walny, była wojna domowa na Litwie. Dominująca fakcja, trzymająca się magnackiego rodu Sapiehów, została właśnie rozgromiona przez opozycję w bitwie pod Olkiennikami (1700). Niektórzy ze zwycięzców zaczęli rozważać secesję z unii z Polską. Konfiskowali oni dobra Sapiehów i, wedle pogłosek, ogłosili Augusta w Wilnie dziedzicznym księciem. Na sejmie się z tego grzecznie wycofali.
Sesja została i tak w końcu zerwana przez posła litewskiego Kazimierza Michała Paca. (Dokonywało się to przez opuszczenie miasta, gdzie odbywała się sesja i odmowę powrotu). Później Pac utrzymywał, że jego czyn wynikał tylko z odmowy marszałka, by dopuścić pod obrady jego punkty dotyczące głównie nadużyć armii saskiej w Rzeczypospolitej. Większość opinii podejrzewała, że pan poseł miał do króla pretensje, ponieważ ten mianował marszałkiem nadwornym Litwy kogoś innego.
Karol XII odrzucił ofertę mediacji i domagał się detronizacji Augusta IIl; tymczasem napadł na Rzeczpospolitą. Obywatele i amia stanęły przy królu. Szwedzi posuwali się szybko naprzód, brutalnie plądrując wszystko po drodze. 19 lipca 1702 roku Sasi i Polacy zostali pobici pod Kliszowem, niemal tuż obok siedziby Karwickiego, koło Kielc. Ale jeszcze w sierpniu 1702 szlachta na „kole generalnym” w Sandomierzu potwierdziła swoje poparcie dla Augusta. Tak samo uczynił sejm w 1703 roku. Zaakceptowano nawet, niechętnie, królewskie przymierze z Moskwą. Nasz Karwicki stał również za Augustem, ale jedność narodowa zaczynała się kruszyć.
W roku 1704 część opozycji antysaskiej utworzyła konfederację w Warszawie pod skrzydłami armii szwedzkiej. Ogłosili oni, że tron wakuje, a później, pod presją Karola, wybrali na nowego króla wojewodę poznańskiego Stanisława Leszczyńskiego. Właściwie mieli oni rację z prawnego punktu widzenia, ponieważ August wielokrotnie poszarpał artykuły henrykowskie swoimi naruszeniami, co wedle tegoż samego dokumentu zwalniało jego poddanych z posłuszeństwa. Ale też w ten sposób konfederaci rozpoczęli wojnę domową. Odtąd Rzeczpospolita miała dosłownie dwa rządy, z dwoma królami mianującymi urzędników. Obywatele oraz prości plebejusze ginęli z rąk różnych wojsk. W dodatku ludność zaczęła dziesiątkować zaraza (1706-1713).
Praca Karwickiego nad jego Egzorbitancjami trwała głównie w latach 1703-1706.
W wojnie domowej przeważali wciąż stronnicy sascy, chociaż sam August został pobity przez Karola w swoim księstwie-elektoracie i zmuszony do abdykacji z tronu polskiego w 1706 roku. Lojalistyczna konfederacja sandomierska istniejąca od 1704 (Karwicki był tutaj jednym z konsyliarzy) kontynuowała walkę ze Szwedami w sojuszu z carem Piotrem. Karol XII, nie przejmując się tym bałaganem za specjalnie, maszerował na wschód, planując pokonać Moskwę przez inwazję na Ukrainę.
Aż wreszcie w roku 1709 Szwedzi zostali zmiażdżeni pod Połtawą przez zmodernizowaną armię moskiewską. Tyle Karol XII uzyskał z odwlekania rozprawy z Piotrem przez niemal dziesięć lat od Narwy w 1700 roku.
Karwicki występuje ze swymi ideami
Wielka wojna północna ciągnęła się jeszcze przez następną dekadę, ale tymczasem August zamontował się ponownie w Polsce i na Litwie. W 1710 roku prosaska konfederacja sandomierska utworzyła coś w rodzaju tymczasowej władzy pod nazwą „walnej rady warszawskiej”. Karwicki zjawił się tutaj jako poseł, żeby wołać o reformę finansów i wojska. Rozesłał kopie swoich Egzorbitancji do posłów i senatorów. Otrzymał listy z pochwałami od wojewody sandomierskiego Stanisława Morsztyna i (katolickiego) biskupa krakowskiego, Kazimierza Łubieńskiego (co swoją drogą pokazuje, że ludzie wciąż byli czasem zdolni się wznieść ponad różnice wyznaniowe).
Prawdopodobnie żadne reformy Rzplitej nie dały się wówczas przeprowadzić bez zgody Augusta (który wciąż planował spełnienie swoich marzeń o absolutyzmie) albo zbrojnej konfrontacji z nim, co po wojnie domowej i przy trwającym jeszcze konflikcie ze Szwecją było raczej nie do zrobienia. Poza tym król dysponował armią saską i pomocą moskiewską.
Projekty Karwickiego wypłynęły znów około 1717 roku, w czasie tak zwanego Sejmu Niemego, gdzie nie pozwolono w ogóle się posłom wypowiadać. Lecz tym razem armia moskiewska wsparła Augusta i jego Sasów, tak że obywatele byli w praktyce ubezwłasnowolnieni. Rzeczpospolita stała się czymś w rodzaju protektoratu Moskwy, którą od 1764 roku władze polskie uznawały jako Imperium Rosyjskie.
Jednak poglądy wyrażone w Egzorbitancjach pozostawały znane przez cały XVIII wiek wśród ludzi pragnących reformy Rzeczypospolitej i przywrócenia jej wolności.
Pełny tytuł dzieła brzmi Egzorbitancyje we wszystkich trzech stanach Rzeczypospolitej krótko zebrane a oraz sposób wprawienia w ryzę egzorbitancyj i uspokojenia dyfidencyj [= niezgód] między stanami podany, a przez ślachcica koronnego dany cenzurze [= ocenie] statystów. Słowo egzorbitancja występuje często w dyskursie politycznym Rzptej; oznaczało ono odstępstwo od praworządności, wykroczenie poza granice prawa. Pokazuje to, jak nieprawidłowości uznawano za występujące powszechnie, ale zawsze pozostawało jasne poczucie słusznych i prawomocnych reguł postępowania.
Druga praca, ogłoszona pośmiertnie w 1746 r. jako De republica ordinanda (O potrzebie uporządkowania rzeczypospolitej), jest właściwie rozszerzoną wersją Egzorbitancji po łacinie. Wszyscy wykształceni ludzie w Europie czytali wtedy teksty łacińskie i wiele dzieł zwłaszcza w Polsce i Niemczech było ogłaszanych w tym języku. W DRO Karwicki dodał projekt reformy sądownictwa i drobiazgową analizę reformy wojskowej, łącznie z gospodarczymi środkami, które posłużyłyby do utrzymania armii stałej.
Ile jest dobrego z afektu dla korony?
Można by słusznie zapytać, dlaczego społeczeństwo polskie tak ślepo szło za Augustem, nawet kiedy porzucił on tron i chociaż taka postawa pomogła mu wpędzić kraj w zależność od Moskwy. Przyczyn było wiele. Jedna z nich to po prostu brutalność szwedzkich żołnierzy Karola XII i jego plany zniewolenia Polski. Inna to różnica religijna między katolikami i protestanckimi najeźdźcami (zwróćcie jednak uwagę na reformowanego Karwickiego wspierającego Sasów). Ale ani jeden, ani drugi czynnik nie wyjaśnia, czemu lojalność zawsze była powiązana z osobą samego króla.
Chciałbym wnieść tezę, że główną przyczyną był wewnętrzny przymus psychologiczny, żeby zachować jednolity i stabilny rząd.
Nie jest to bardzo dziwne, skoro państwo republikańskie potrzebuje tego rodzaju uczuć u obywateli. Obywatelom nikt nie mówi, co mają robić: muszą decydować sami nawet w trudnych sytuacjach. By zapobiec zupełnemu chaosowi, potrzebują rozsądnego połączenia patriotyzmu i legalizmu. Jak zobaczymy, w języku Rzeczypospolitej była to wzajemna miłość i konfidencja (zaufanie) ludu tworzącego państwo. Są to mocne, dotykalne słowa, niosące ze sobą silne skojarzenia.
Duch, o jakim wspominam, wciąż był obecny w Rzeczypospolitej na początku XVIII wieku. Nawet jeżeli występował w zdegenerowanej formie, jak w powiedzeniu (atakowanym przez Karwickiego, Egz 1-2, DRO 3) Polska nierządem stoi, czyli „dopóki władza nic nie robi i nie przedstawia niebezpieczeństwa dla sąsiadów, Polska się utrzyma”.
Wszystkie rokosze przeciwko królom występowały w obronie prawa, usiłując zatrzymać jakieś egzorbitancje obecne czy wyraźnie planowane. Tak było przynajmniej aż do konfederacji warszawskiej 1704 roku, która wybrała Leszczyńskiego bez zyskania szerszego poparcia oraz konfederacji barskiej 1768 roku, która próbowała obalić Stanisława Augusta Poniatowskiego.
Rozmaite tabu nie załamały się całkowicie, skoro konfederaci barscy wypuścili króla po złapaniu go. Można by sobie życzyć, by konfederaci targowiccy z 1792 występujący przeciwko konstytucji 1791 roku byli bardziej podobni do swoich przodków z 1704, jeśli chodzi o ślepą wierność rządowi, nawet takiego o wątpliwej legalności. Ale trzeba pamiętać, że wzywając interwencji rosyjskiej (co było oczywiście zdradą stanu, niezależnie od wątpliwości wzbudzanych przez konstytucję majową) szli oni za przykładem podanym jeszcze przez króla Augusta II.
Rozkochany naród miał ogromną słabość do królów, nawet jeżeli ci mieli niewiele uczuć dla kraju albo otwarcie łamali prawo. Polacy bardzo, bardzo chcieli mieć monarchów jako błyszczącą ozdobę państwa, uosobienie patriotycznej dumy i jedności. Była to sprawa uczuciowa. Kanclerz Zamoyski w swojej ostatniej mowie na sejmie 1605 roku zapłakany błagał Zygmunta III, żeby pokochał swój kraj:
Miełuję [= kocham] cię, dali Bóg, W[asza] K[rólewska] M[iłość], pana swego, służęć, dali Bóg, wiernie i po wtóre mówię, służęć wiernie. Dziwuję się, żeśmy tak peregrini in Repub. nostra, że dignitatem regis [= tak cudzoziemcami w Rzptej naszej, że godność króla] ochraniamy. Nie masz wprawdzie, jeno maiestas regia [majestat koronny] w statuciech i konstytucjach, dignitas regis [godności króla] nie masz. Dignitas WKMci nie może być więtsza, jako miłość ludzka poddanych swoich ku WKMci. Łacnoć o pieniądze, łacno o pomnożenie państw, gdy miłość poddanych twoich mieć będziesz; wszystko z tą WKMci przyjdzie, ale bez tej trudno począć w naszej wolności, w której tak się kochamy, że bez niej zgoła żyć nie możem: jako ryba bez wody tak szlachcic polski bez wolności. Tę [wolność] iż miłujemy i ojczyznę i pany swe miłujemy; jakoż lubo [= chociaż] libere [swobodnie] panom swym i przodkowie naszy mówieli, nie słuchamy przecię ani czytamy, żeby pany swe, jako inni, kozikami kłuli. …
Miełujże, Najjaśniejszy Miłościwy Królu, tę ojczyznę naszę! Jestci tak, że cię Suecia genuit [Szwecja zrodziła], ale też excepit [wygnała] i genus twoje maternum [twój ród matczyny (Zygmunt był synem Katarzyny Jagiellonki)], zwłaszcza że et honores et ornamenta stąd masz. (Pisma polityczne z czasów rokoszu Zebrzydowskiego 1606-1608. T. 2, 478-480)
Ciekawe, jak bardzo Karwicki w swoim myśleniu, całe stulecie później, wędruje tymi ścieżkami, co Zamoyski:
Dzięki wielkoduszności naszych przodków i cnocie wojennej z wolna z panowania i królestwa powstała wolna Rzeczpospolita. Nie przez wygnania i zabójstwa królów (jak się to powszechnie zdarzało wśród innych narodów), lecz raczej z miłości do swych królów i ich potomstwa, następnie w bohaterskich czynach wojennych dzięki wzajemnej miłości własnych królów tego dosługiwano się, że sami królowie rezygnowali ze swoich praw i albo te regalia dzieli ze stanem rycerskim, albo rezygnowali z nich na jego rzecz. (DRO 9)
Można dyskutować, na ile monarchowie XIV czy XV wieku rzeczywiście chcieli rezygnować ze swojej władzy nad ludem, zachwyceni jego zapałem do walki z Krzyżakami i tym podobnymi. Dzisiejsza interpretacja głównego nurtu jest taka, że zostali zmuszeni przez, rozumiecie, „nieodpowiedzialny” naród. Jest prawdą, że Stefan I Batory w 1578 roku oddał większość swoich kompetencji sądowych elekcyjnym trybunałom w Polsce i na Litwie, głównie ponieważ miał dość rozstrzygania wszystkich spraw samemu.
Możemy teraz zobaczyć, jak trudno było Karwickiemu zerwać ze swoim regalizmem. Jakkolwiek nie był oczywiście pierwszym radykalnym republikaninem w Polsce; na przykład poglądy Łukasza Górnickiego (1527-1603) były dosyć konsekwentne w tej materii.
Karwicki wciąż podkreśla, że potencjalnych źródeł tyranii jest w interesie egzekucji praw na wszystkich obywatelach. Wskazuje on, jak w Genui, Wenecji i starożytnej Sparcie monarchowie byli zupełnie tytularni, niegroźni dla wolności:
Stąd nie mając się czego od księcia swego obawiać, bezpiecznie praw na się napisanych egzekucyją królowi zlecają, zdrajców rzeczypospolitej i innych egzorbitantów surowo karzą. My naprzeciw [= przeciwnie] nie pozwalamy egzekucyjej z możniejszych, bo obawiając się, żeby król przykładem Tarkwiniusza wyciąwszy co wyższe malcontenti nie pogniótł mniejsze, wolemy cierpieć i bronić (ile pod płaszczykiem wolności) by największych egzorbitantów, niż otworzyć by najmniejszą drogę królom do wolnowładnego panowania, a tak jednego tyrana się bojąc, ucierpiemy wielu. (Egz 7-7v)
Fragment ten bardzo daje do myślenia i dziś jeszcze jest nam w stanie coś przekazać. Z jednej strony, jest istotny aspekt powszechnej solidarności obywateli przeciwko zniewoleniu przez rząd, jak przypomina słynny wiersz Niemöllera: „najpierw przyszli po socjalistów i nie sprzeciwiałem się, ponieważ nie jestem socjalistą” itd., „aż przyszli po mnie i nie było nikomu, by się o mnie upomnieć”. Wspominałem o tej sprawie w moim poprzednim wpisie w kontekście różnic religijnych w Rzeczypospolitej oraz przysięgi obrony wolności każdego, zawartej w konfederacji warszawskiej 1573 roku.
Jest zatem ważne, by mieć odruch wsparcia każdego, kogo państwo prześladuje. Ale co jeśli istnieją potężni egzorbitanci, którzy zagrażają wolności swoich współobywateli? Pokazuje to, że wolna rzeczpospolita musi nie zawierać, idealnie, najmniejszych zarodków tyranii rządu, przez co egzekucja praw może się zawsze odbywać bezpiecznie, i odpowiadają za nią instytucje ludu.
Metoda wyborów na terenie całego kraju
Muszę wycofać swoje ostatnie stwierdzenie, że wybór głowy w państwa w elekcji na terenie całego kraju był bardzo trudny od osiągnięcia w epoce nowożytnej. W istocie Stanisław Dunin Karwicki zarysowuje, jak to zrobić, już w swojej książeczce z ok. 1703 roku, nie odchodząc za bardzo od istniejącej praktyki sejmików.
Jego metoda przypomina nieco współczesną praktykę kolegium elektorów w Stanach Zjednoczonych, ponieważ liczy on tylko zwycięzcę w każdym województwie. (Choć rzecz jasna amerykańscy elektorzy w zamierzeniu mieli głosować swobodnie, a nie służyć jako maszynki do głosowania dla kandydatów). Różnica tkwi w tym, że chciał ważyć głosy według wymiaru podatku płaconego przez każde województwo. Karwicki zdawał też sobie sprawę, że można by wybierać głowę państwa po prostu podliczając wszystkie oddane głosy, ale odrzuca tę opcję ze swoich własnych powodów, które zaraz zobaczymy.
Proponuje on, by sejmiki, przeprowadzane natychmiast po zgonie poprzedniego monarchy, wybierały swojego kandydata na króla w tajnym głosowaniu. Trzeba by było zapisać się jako wyborca pierwszego dnia, żeby nazajutrz oddać swój głos. Trzeci dzień pozostawionoby na liczenie.
A wszyscy obcy kandydaci byliby odrzuceni; odtąd tylko obywatele Rzeczypospolitej mogliby zostać wybrani na królestwo.
Wszystkie głosy poszczególnych okręgów (województw czy ziem, które były ich podjednostkami) byłyby ważone według płaconego przez nie wymiaru podatku. Pamiętajcie, że każde województwo samo postanawiało, ile będzie płacić podatku (serio!), przez co niektóre wykazywały spore skąpstwo, nawet jeśli były gęsto zaludnione. Karwicki pochodził z województwa sandomierskiego w północnej Małopolsce, które nie miało tak wiele szlachty, ale więcej plebejuszy i więcej ogólnego podatku. Kilka mazowieckich województw miało wielu wyborców, ale znacznie mniej płaciło. Karwicki zachęca województwa, żeby wzięły na siebie więcej podatków, aby mieć więcej głosów w wyborach.
Pierwszy dzień powinni odważyć [= przeznaczyć] na spisowanie regestrów … Co czasu zbędzie [= zostanie] tego dnia, obrócić na porozumiewanie się względem kandydatów na królestwo. Kto nie zjedzie i nie wpisze się tegoż dnia w regestr, sobie winien będzie i głosu nazajutrz mieć nie będzie mógł. … Drugiego dnia już nie przyjmując nikogo do regestru niech idą głosy albo suffragia tajne przez kartki … zaraz z rana zasiadszy przed senatorem onego województwa … czytać z regestrów spisanych porządkiem powiaty albo osoby, gdzie każdy, co mu głos dadzą, miasto [= zamiast] głosu i mowy odda swoje suffragium albo kreskę na kartce zwinionej. I tak żeby to mogło się drugiego dnia skończyć. Te suffragia w skrzynce … zamknąć pod pieczęciami i oddać do zakrystyjej w kościele albo gdzie najbezpieczniej. …
Trzeciego dnia z kartek przy senatorach i deputatach z powiatów … zebrać kreski [= głosy] i obrachować, wiele który kandydat mieć ich będzie i dopiero, który najwięcej ze wszytkich kandydatów mieć będzie kresek, napisać kandydatem z województwa albo z ziemie tej. …
Po skończonych we trzech dniach sejmikach zaraz prosto (ile z odleglejszych województw) senatorowie i posłowie roczni niech jadą na sejm limitowany wyżej. Tam z każdego sejmiku kandydata (tego mówię, co inszych na sejmiku kreskami przewyższył) podadzą i konfrontować będą kandydatów, który najwięcej kresek będzie miał, tego królem obwołać prymas powinien. Proporcyją zaś do rachowania kresek kandydatowi każdego województwa lub ziemie najsłuszniejsza brać z taryfy podatków. (Egz 51-52)
Jak wspomniałem, Karwicki rozważa możliwość rozstrzygania elekcji przez podliczenie ogółu głosów otrzymanych przez kandydata we wszystkich województwach. Ma z tym taki kłopot, że te województwa, gdzie rozrodzona ślachta, zawsze by nam obierały króla. Nawet nie zgadzając się tutaj z Karwickim, nie można mu odmówić praktycznej znajomości polityki:
Tu może kto pomyślić, czemuż by nie lepiej wszytkie kreski, tak jako po województwach pójdą i wiele ich na którego będzie konotować, odesłać za wszytkimi kandydatami na sejm, a nie z jednym z każdego województwa, tym tylko co innych przewyższy kreskami, tego obrać, który najwięcej w całym państwie mieć ich będzie. Ale w tym refleksyjej trzeba na to. Naprzód, że te województwa, gdzie rozrodzona ślachta, zawsze by nam obierały króla. Na przykład księstwo żmudzkie w Litwie miałoby tyle kresek, że kilka województw inszych, które podatki większe płacą, nie miałoby tyle, choćby je w kupę złożyć. …
Druga, że … konkurenci zachodzili[by] koło siebie, cisnęli się do tych województw, gdzie rozrodzone domy, które im uboższe, tym podleglejsze fakcyjom [= stronnictwom], a tak by fakcyjami więcej niż zasługami i godnością stawali elektowie. (Egz 53v-54)
Jest więcej rozważań Karwickiego, które można by interesująco rozważać i chciałbym to zrobić w kolejnym wpisie. Jest niewielka szansa, że pojawiłby się pod koniec stycznia, ale podam datę 11.02 dla bezpieczeństwa.
(1) (Długa dygresja o pieniądzach, z której może niewiele wynika.) Wymiar podatku na utrzymanie wojska był wyliczany z deklarowanej liczby dymów (kominów) w województwie. Sieradzkie, między Wielkopolską a Małopolską, miało 12.000 kominów i płaciło 6000 złotych polskich; ziemia zakroczymska na Mazowszu miała 3860 dymów, ale płaciła z 324 (!) z nich 162 złote polskie (złp.). Tuż obok, ziemia czerska płaciła 3075 złotych polskich z 6152 dymów. Całe województwo mazowieckie płaciło 21.000 złotych. Województwo krakowskie płaciło 25.000 złotych z 50.000 dymów, poznańskie i kaliskie 30.000 złp. z 45.000 dymów (chociaż te liczby są wzięte z różnych dzieł Karwickiego). Dalej Podlaskie, przy Mazowszu i Litwi, dawało 5000 złp. (z 10.000 dymów), lubelskie 6000 złp., bełskie 3000 złp. (oba w Małopolsce) itd. (Egz 53-54, DRO 54, 146-147)
(Jeśli ciekawią was pełne statystyki, tu jest skan ze współczesnego wydania De republica ordinanda. 4. kolumna oznacza liczbę żołnierzy piechoty, jaką według autora powinna wystawiać dana ziemia, nr 6 to samo na podstawie liczby łanów upraw, nr 7 średnią z tych dwóch, nr 8 spadek liczby dymów między 1629 a 1661 rokiem (widać efekty wojen szwedzkich i kozackich). Trzeba zwrócić uwagę, że brana jest tutaj pod uwagę tylko Polska bez Litwy).
Gdy Karwicki daje abstrakcyjny przykład spadku po osobie prywatnej, zakłada, że byłby wart łącznie 400.000 złp (DRO 124). Jest to raczej wysoka liczba, chociaż (dane z późniejszego XVIII w.) magnaci mogli mieć nawet 5.000.000 złp. rocznego dochodu (Karol Stanisław Radziwiłł), czy 3.000.000 złp. (Stanisław Szczęsny Potocki), 775.000 złp. (Franciszek Ksawery Branicki) itd. (stąd) W Warszawie, w roku 1793, funt (ok. 0,4 kg w Polsce) wołowiny kosztował oficjalnie 7,5 grosza, albo 0,25 złp. (stąd — niech żyje odgórna regulacja cen w Rzeczypospolitej!).
Opisując swoje reformy wojskowe, Karwicki szacuje, że koszt roczny utrzymania husarza to 408 złp., a piechura 220 złp. Jeśli chodzi o tę ostatnią liczbę, 78 złp. poszłoby na wyżywienie (45 groszy albo 1,5 złp. tygodniowo), 53,5 złp. na buty i mundur, 22,5 złp. na broń, 66 złp. na inne wydatki na poziomie armijnym. (DRO 97)
— Egz: Egzorbitancyje we wszystkich trzech stanach Rzeczypospolitej krótko zebrane a oraz sposób wprawienia w ryzę egzorbitancyj i uspokojenia dyfidencyj między stanami podany, a przez ślachcica koronnego dany cenzurze statystów, w Stanisław Dunin Karwicki, Dzieła polityczne z początku XVIII wieku, red. Adam Przyboś i Kazimierz Przyboś, Wrocław 1992.
DRE: De Republica Ordinanda in Stanisław Dunin Karwicki, Dzieła polityczne…
Moja paginacja jest jak w oryginałach, tak jak podano w powyższym wydaniu. Używałem tylko polskiego tłumaczenia łacińskiego DRO. —
/-/ Popiel.
Start the discussion